|
Logowanie |
Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem? Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.
Zapomniane hasło? Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
|
Artykuły | Zestawienia | Densetsu no Stafy - przegląd gier z serii na konsolę GB Advance |
Producent / Wydawca: TOSE / Nintendo
Gatunek: Platformówka
Data Premiery:
- Japonia: 06.09.2002
- USA: Brak
- Europa: Brak
Tryby Gry: Singleplayer
Maksymalna ilość graczy w trybie Multiplayer: Nie dotyczy
Strona domowa: http://www.nintendo.co.jp/n08/astj/
Producent / Wydawca: TOSE / Nintendo
Gatunek: Platformówka
Data Premiery:
- Japonia: 05.09.2003
- USA: Brak
- Europa: Brak
Tryby Gry: Singleplayer
Maksymalna ilość graczy w trybie Multiplayer: Nie dotyczy
Strona domowa: http://www.nintendo.co.jp/n08/avfj/
Producent / Wydawca: TOSE / Nintendo
Gatunek: RPG
Data Premiery:
- Japonia: 05.08.2004
- USA: Brak
- Europa: Brak
Tryby Gry: Singleplayer
Maksymalna ilość graczy w trybie Multiplayer: Nie dotyczy
Strona domowa: http://www.nintendo.co.jp/n08/b3dj/
Autor tekstu: Inlagd
Densetsu no Stafy - przegląd gier z serii na konsolę GB Advance
Skuszony obniżką ceny i ograniczoną dostępnością gry, zaryzykowałem kupno jednej z trzech części Densetsu no Stafy (The Legendary Starfy) na Game Boy'a Advance. Ani się obejrzałem, kiedy zdecydowałem się jak najszybciej zdobyć pozostałe i skompletować całą trylogię serii, która okazała się być dla mnie najbardziej niedocenioną platformówką, jaką kiedykolwiek wydało Nintendo. Co istotne, w tym odważnym sformułowaniu nie ma cienia przesady.
Już na samym początku warto wiedzieć, że wszystkie trzy części Densetsu no Stafy są do siebie uderzająco podobne, wobec czego zamiast skazywać czytelnika na trzykrotne czytanie tego samego, proponuję podejść do sprawy trochę nietypowo i zawrzeć trzy recenzje w jednej, z zaznaczeniem ewentualnych różnic pomiędzy poszczególnymi częściami.
Historia w serii Densetsu no Stafy jest opowieścią o potomku królewskiej rodziny gwiazd zamieszkującej zamek w chmurach. Stafy, bo o nim mowa, zmaga się z najróżniejszymi przeciwnościami losu - jednym razem spadnie z chmur i musi znaleźć drogę z powrotem, a innym uwolni mrocznego węgorza Ogurę pełniącego rolę głównego złego w trylogii. Banalne? Jasne, a mimo to wątki w grze są dużo bardziej poplątane i zabawne niż na platformówkę przystało. Szczegóły fabuły pozostaną oczywiście zagadką dla wszystkich nie znających japońskiego, jednak ogół historii i aktualna sytuacja jest zawsze jasna. Bariera językowa całej serii nie jest wysoka i do jej pokonania wystarczy tylko trochę dobrych chęci. Poza tym cała historia stanowi tylko pretekst do spędzenia wielu godzin na skakaniu, pływaniu i szeroko pojętej platformowej ekwilibrystyce.
Jak się w to gra? Trochę jak w Kirby'ego, trochę jak w Mario, a najwięcej jak w nic innego przedtem. Oryginalność gry jest zasługą bogatego wachlarza umiejętności Stafy'ego, który powiększa się wraz z postępami w grze, a także z każdą kolejną częścią serii. Świetnie zaprojektowane poziomy oferują dobrze zbalansowaną mieszankę skakania i pływania, podczas gdy umiejętności kontrolowanego bohatera zdecydowanie różnią się na lądzie i w wodzie. Początkowo proste plansze z czasem zamieniają się w coraz bardziej zawiłe labirynty wymagające całkiem sprawnej ekwilibrystyki i opanowania wszystkich możliwości Stafy'ego, których przybywa przez cały czas gry. Poziom trudności całej serii do wysokich nie należy, ale mimo tego, że gra nie stanowi wielkiego wyzwania, to jest na tyle zróżnicowana, że ciągle oferuje coś nowego, nie pozwala się nudzić i jakoś tak ciężko ją odłożyć, zanim nie obejrzy się napisów końcowych. A wówczas kusi kolejna część.
Plansze są zwykle dużymi mapami podzielonymi na kilka części lub rozwidlonymi na wiele dróg, dzięki czemu można je ukończyć na kilka sposobów. Z każdą kolejną częścią zauważalny jest też postęp w ich projektowaniu. Wykonanie bardzo mile łechce oczy zaskakując mnogością podwodnych krajobrazów, które wydawałoby się, że są dość ograniczone (w końcu ile wodnych krajobrazów można wymyślić), tymczasem okazuje się, że nic podobnego! Z prawdziwą przyjemnością ogląda się te wszystkie rafy koralowe, zatopione ruiny, wraki statków, mroczne głębiny, zdradzieckie wodospady i wszystkie inne lokacje, które przygotowali twórcy serii. Na przygotowanych mapach stosunkowo często natrafia się na różne, proste zadania do wykonania, które urozmaicają zabawę. Każda plansza oferuje tyle, że można kończyć ją kilkukrotnie i za każdym razem znajdować coś nowego.
Co kilka poziomów rozmieszczeni są bossowie, którzy wymagają rozpoznania słabych punktów w ich zachowaniu i wybraniu odpowiedniego momentu do ataku. Są oni całkiem zróżnicowani, o różnym poziomie trudności, ale nigdy frustrujący. Wyjątkiem w każdej części serii jest ostatni boss, w przypadku którego walka jest zawsze epicka - długa, często podzielona na osobne fazy i wymagająca naprawdę dobrego opanowania nabytych w trakcie gry umiejętności. Formuła finałowego przeciwnika przypomina więc sytuację znaną na przykład z Kirby'ego.
Pokaźna część świata w każdej grze dostępna jest dopiero po jej pierwszym przejściu, co jest bardzo miłą niespodzianką (którą właśnie zepsułem). Ukończenie każdej z dodatkowych plansz i lokacji jest z kolei konieczne, żeby poznać prawdziwe zakończenie i na dobre pokonać ostatniego bossa, tym razem na wyższym poziomie trudności. Wszystko to sprawia, że każda część Densetsu no Stafy wymaga mnóstwa czasu na odkrycie tego wszystkiego, co dla gracza przygotowali jej twórcy i na ukończenie gry w pełni. I bardzo dobrze, dzięki temu żadna część nie pozostawia niedosytu!
Całej serii towarzyszy pokaźna dawka humoru. Na dodatek jest go tylko więcej i więcej w kolejnych częściach. Oczywiście język japoński stanie wielu graczom na drodze do zrozumienia każdego niuansu, ale wiele żartów jest zupełnie zrozumiałych pomimo tej przeszkody. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że większość.
Ramię w ramię z humorem idzie dosyć charakterystyczna, bardzo przyjemna, nieprzewidywalność fabuły i kolejnych wyzwań. Kulminacja humoru i nieprzewidywalności następuje chyba w trzeciej odsłonie serii, gdy Stafy spotyka na swojej drodze Wario przybywającego wprost z przejścia znanego graczom bardzo dobrze z Wario Land 4. W zamian za pomoc w ograbieniu świata ze skarbów, co trwa kilka ładnych plansz, Wario przed powrotem uczy bohatera dewastującego ataku dolną częścią pleców. Szalony crossover? Być może, ale zabawny, dopracowany i bardzo satysfakcjonujący. Jak cała gra.
Czym różnią się poszczególne części serii? Głównie innym pretekstem do skakania po platformach. Poważniejszych różnic można doszukać się pomiędzy pierwszymi dwiema częściami gry. Zauważyć można między nimi ogólny postęp w wykonaniu, a przede wszystkim w lepszym kontrolowaniu bohatera, bardziej wartkiej akcji na ekranie i większym rozmachu plansz. Różnice te wynikają zapewne w dużej mierze z tego, że pierwsza część planowana była początkowo na Game Boy'a Color i zmiana platformy docelowej mogła wpłynąć negatywnie na efekt końcowy. Pomiędzy dwoma kolejnymi częściami różnice są natomiast bardzo nieznaczne, przede wszystkim w graficznym przepychu. Dodatkowy bohater, który zostaje oddany w ręce gracza w trzeciej części, jest zaledwie pretekstem do dodania kilku kolejnych akrobacji do arsenału gracza. Trudno jednoznacznie powiedzieć czy brak dużych zmian wyszedł serii na dobre czy na złe. Przez cały czas ma się bowiem do czynienia z bardzo dobrze wykonaną platformówką, w której może i niewiele się zmienia, ale przynajmniej żadne ze zmian nie idą w złą stronę. Najwidoczniej ktoś wyszedł z założenia, że lepsze jest wrogiem dobrego i nie zdecydował się na kombinowanie przy kolejnych częściach. Niemalże identyczna sytuacja, jak w czterech odsłonach serii Megaman Zero na Game Boy'a Advance.
Obecnie seria Densetsu no Stafy na doczekała się kontynuacji w postaci kilku kolejnych części wydanych na Nintendo DS. Niestety, po udanej trylogii na Game Boy'a Advance, seria ewoluowała w zbyt uproszczoną i przeznaczoną dla bardzo młodego odbiorcy grę. Sukcesu nie stwierdzono, mimo że pokuszono się nawet na wydanie jednej z dwóch gier o Stafym na Nintendo DS poza granicami Japonii (wydanej pod tytułem The Legendary Stafy). Niestety decyzja o lokalizacji została podjęta o wiele lat za późno, a zachodnich graczy pozbawiono znakomitych korzeni serii. Tak więc, jeśli jeszcze nie jest to oczywiste, to podkreślam, że zdecydowanie warto się nimi zainteresować na własną rękę.
Galeria:
Powrót do poprzedniej strony
|
|
dnia March 21 2014 10:35:08
Naprawdę fajna recenzja, do tego okraszona świetnymi screenami i zdjęciami. Tekst nie za długi, nie za krótki, ale treściwy i przekazujący wszystko co najważniejsze. |
|
Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.
|
|